>>> Kronika HKB - Rok 1988
1988.04.21-28 - okolice W³oc³awka
Czasem niektórzy z nas udzielali siê szkoleniowo ...
P.S.
Autor wspomina o marcu ale "papiery" wskazuj± raczej na kwiecieñ.
http://aviator48.pinger.pl/m/2139431
http://aviator48.blog.onet.pl/2014/03/08/z-pamietnika-pilota/
Andrzej Maciejczak - Z pamiêtnika pilota
Lecimy na lot szkoleniowy w rejonie W³oc³awka balonem SP-BZI „Tadeusz Ko¶ciuszko” – Krzysztof Kocot, instruktor Harcerskiego Klubu Balonowego z Krakowa, Henryk Kierzkowski który przeistoczy³ siê z dyrektora Aeroklubu W³oc³awskiego w ucznia oraz autor tych s³ów.
Krzysio Kocot, ch³op mocarny o zawsze pogodnej twarzy m³odego ch³opaka znany jest w ¶rodowisku pilotów balonowych z pozostawiania do¶æ du¿ego marginesu swobody szkolonym przez siebie pilotom. Oczywi¶cie w granicach bezpieczeñstwa.
Pilotujemy balon na zmianê z Heniem. Start, piêtna¶cie minut lotu, l±dowanie, zmiana przy palnikach i znowu start. Henio lubi loty niskie, a Krzy¶ jeszcze ni¿sze wiêc co chwilê z ust instruktora p³yn± uwagi:
- Zejd¼ ni¿ej. Czego siê boisz? Najwy¿ej zamoczymy nogi. (jest pocz±tek marca – sic)
Pod nami tereny podmok³e, pomiêdzy kêpami trawy l¶ni± oczka czystej wody. Ca³e stada dzikich kaczek i ba¿antów zrywaj± siê sp³oszone hukiem palników. „P³yniemy” nad lasem, nisko, tu¿ nad koronami drzew. Henio patrzy przed siebie jak urzeczony i na chwilê zapomina „o bo¿ym ¶wiecie”. Igie³ki sun±cych pod nami sosen nagle staj± siê zupe³nie bliskie i wyra¼ne.
- Heniek, palniki – spokojnie przypomina instruktor ale jest ju¿ za pó¼no. Dno kosza balonu szoruje po wierzcho³kach drzew i nieuchronnie zmierza w obiêcia roz³o¿ystej sosny. Trzask ³amanych mniejszych ga³±zek, pieñ sosny ugina siê miêkko i ju¿ tkwimy koszem w koronie drzewa rozgarniaj±c i odsuwaj±c od palnika ga³êzie. Palnik znów pracuje intensywnie i po minucie jeste¶my na wysoko¶ci 100m (je¶li wierzyæ wysoko¶ciomierzowi).
L±dujemy na polu niedaleko wiejskiej zagrody od której biegnie gospodarz wraz z rodzin±. Przecie¿ nie codziennie l±duj± na polu go¶cie z nieba. Niestety nie mamy czasu na powitania i rozmowê bo ju¿ startujemy. („samolociarze” powiedzieli by, ¿e machnêli¶my „konwojera”) Tym razem pilotem jestem ja. Po paru minutach lotu instruktor Krzysio jak zwykle spokojnie i z u¶miechem pyta mnie gdzie bêdê robi³ miêdzyl±dowanie. Wskazujê le¿±c± na wprost ³±czkê przes³oniêt± kilkoma wysokimi topolami. Instruktor jest wyra¼nie zadowolony:
- ¦wietnie. Przejd¼ po koronach tych topoli i l±duj – mówi.
Lecimy równo jak po sznurku w kierunku ³±czki. Szczyty topoli zaszura³y o dno kosza i nagle spostrzegam ku swojemu przera¿eniu, ¿e ³±czka ogrodzona jest do¶æ solidnym ogrodzeniem z drewnianych bali tzw. dr±gowin±. Nie ma czasu na rozmy¶lania. Dr±gowina sunie na spotkanie l±duj±cego balonu. Nie pomaga grzanie palnikami. Balon ma do¶æ du¿± bezw³adno¶æ i ju¿ wiem, ze muszê trafiæ w tê przeszkodê. W oczekiwaniu najgorszego wszyscy w koszu zamilkli. Uderzenie! Wcale nie za silne i podgrzane powietrze ju¿ d¼wiga balon w górê. Spogl±dam na oddalaj±c± siê ziemiê. Na ¶licznej ³±czce le¿± porozrzucane jak zapa³ki bale, grubo¶ci ok.20cm. A z bliska wygl±da³y tak solidnie...
Balon w powietrzu wygl±da lekko, zwiewnie i majestatycznie jednak naprawdê, tak jak ka¿dy statek lataj±cy ma do¶æ du¿± masê i nie radzê nikomu usi³owaæ z³apaæ go za kosz gdy sunie tu¿ nad ziemi±.